"Spełniły się dni pięćdziesiątnicy"

Upadek wielkiej miłości

Miłość Historia naszego małżeństwa była banalna. Wielka miłość, która jest ślepa na wszystko. Nie widzi się wtedy wad swego partnera, a po ślubie przychodzi czas otrzeźwienia i człowiek się załamuje. Piotr był wspaniałym chłopcem, gdy go poznałam. Taki kolorowy ptak, z którym nigdy nie jest nudno. Związaliśmy się na zasadzie przeciwności charakterów. Ja — racjonalna, wyważona, analizująca każde swoje działanie, on — wieczny Piotruś Pan, który swoje winy zacierał w przeprosinach, czułościach.

Wszystko układało się pozornie dobrze, do chwili przyjścia na świat Klary. Piotr nie potrafił się odnaleźć w roli ojca. Znikał z domu. Myślałam, że się zmieni, w miarę upływu czasu zwiąże się emocjonalnie z dzieckiem. Ale później było coraz gorzej. Mój mąż był bardzo zdolnym architektem. Miał wszelkie dane, aby wybić się w swoim zawodzie, wziąć na siebie utrzymanie rodziny. Ja skończyłam studia chemiczne i zostałam na uczelni. Chciałam pracować naukowo, to była moja pasja.

Ale sprawy potoczyły się inaczej. Piotr związał się z podejrzanymi osobnikami, zaczął robić z nimi ciemne interesy, zaniedbywać swoją pracę. W końcu stracił etat w dobrze prosperującej pracowni architektonicznej.

Potem było już tylko gorzej. Alkohol i hazard. Początkowo wyglądało to niewinnie. Wyskoki alkoholowe tłumaczył interesami, przepraszał, przynosił kwiaty, prezenty. Klarę zasypywał zabawkami. Myślał, że swoją nieobecność w domu zrekompensuje podarunkami.

Wkrótce doszły do mnie wieści o zdradach Piotra. I znowu ten sam scenariusz: zaprzeczał, kajał się. Aż do czasu spotkania kobiety, z którą się na pewien czas związał. Wyprowadził się z domu. Wpadał jedynie po to, aby odwiedzić Klarę. Najboleśniejsze było to, że ja go nadal kochałam i gotowa byłam wybaczyć mu wszystko. On dobrze o tym wiedział i wykorzystywał to.

Po roku nieudanego romansu wrócił do nas. Postawiłam pewne warunki — szukanie stałej pracy, leczenie się z alkoholizmu. Zgodził się na wszystko. Razem z nim chodziłam na terapię antyalkoholową, wynajdowałam mu oferty pracy. Myślałam, że idzie ku dobremu, ale niepokoiły mnie tajemnicze telefony, po których zawsze gdzieś wychodził. Tłumaczył, że musi z czegoś żyć. Zaproponowałam, aby korzystał z moich zarobków, dopóki nie znajdzie pracy. Nie chciał o tym słyszeć. Wszystkie proponowane oferty pracy uwłaczały jego możliwościom. Po pewnym czasie przerwał terapię, twierdząc, że już jest wyleczony. Nie trzeba było długo czekać, aby zaczął znowu pić. I tak niepostrzeżenie wszystko wróciło do punktu wyjścia.

Od pewnego czasu zauważyłam, że z domu znikają cenne rzeczy. Twierdził, że nie ma z tym nic wspólnego. Zaczęłam go śledzić. Okazało się, że traci pieniądze w kasynie. Jakieś typy spod ciemnej gwiazdy zaczęły nachodzić nasz dom, żądając oddania długów. Piotr zmienił się, ale na gorsze. Był wobec mnie agresywny i wulgarny. Nie mogłam sobie z tym wszystkim poradzić. Wpadłam w depresję. Zaczęłam zaniedbywać pracę, dziecko. W końcu zwolnili mnie z pracy dydaktycznej na uczelni. Znalazłam jakiś mało płatny etat, ale z trudem mogłam podołać obowiązkom.

Punkt kulminacyjny nastąpił podczas I Komunii św. Klary. Chciałam, aby było uroczyście. Już w kościele zaczęły się stresy. Piotr przyszedł na Mszę św. podpity. Starałam się to ukryć. Prosiłam, aby wyszedł z kościoła. Poszedł i gdzieś przepadł. Dla rodziny zrobiłam uroczysty obiad. Oni, znając moje trudności, obdarowali Klarę pieniędzmi i złotem w monetach. Cieszyłam się, że dziecko będzie zabezpieczone. Ukryłam nasz skarb. Gdy po kilku dniach chciałam go ulokować w banku, okazało się, że wszystko zniknęło. — Edycie jeszcze dzisiaj na wspomnienie tej chwili zmienia się twarz, załamuje głos, nie może ukryć łez. — Widzi pani — podejmuje po chwili — te emocje jeszcze po tylu latach we mnie nie wygasły. Pomyślałam wówczas, jak podłym trzeba być człowiekiem, aby zrobić coś takiego własnemu dziecku. Zrozumiałam, że to koniec. Muszę z nim zerwać jakiekolwiek kontakty, bo inaczej on nas zniszczy. Po wielkiej awanturze wyrzuciłam go z domu. Chciałam zatrzeć po nim wszelki ślad. I udało się. Piotr jeszcze kilka razy dzwonił, starając się nawiązać kontakt z Klarą, ale wkrótce słuch po nim zaginął.

Ucieczka w bezdomnośćBezdomny

— Dalej to już moja historia, którą najlepiej sama opowiem — do rozmowy włącza się Klara. Mówi cichym, spokojnym głosem, pozbawionym emocji. — Początkowo, gdy ojciec odszedł, poczułam ulgę. Zapanował spokój. Po kilku latach zaczęłam odczuwać jego brak i straszny żal, że nie byłam dla niego ważna, że nigdy nie zatęsknił za mną. Z czasem jego twarz zacierała mi się w pamięci. Aż do chwili wycieczki klasowej. Wyjeżdżaliśmy w góry i na peronie dworca zobaczyłam koczującego na ławce mężczyznę. Był brudny, w wymiętym ubraniu, przy nim stały wypchane, poszarpane reklamówki. Twarz miał starą, zniszczoną. Spojrzeliśmy na siebie... i poznałam go. To był mój ojciec. Przestraszyłam się i wmieszałam w grupę koleżanek. Przez całą wycieczkę nie mogłam zapomnieć tego spotkania. Wstydziłam się, że mam ojca lumpa. A może to nie on — myślałam. Postanowiłam, że muszę to sprawdzić. Poszłam na dworzec. On tam był. Spał na ławce. Kilka razy podchodziłam do niego i się cofałam. Uciekłam. Chciałam go wymazać z pamięci. Nie potrzebował cię — uspokajałam siebie — wybrał takie życie, to ma karę — myślałam mściwie. Ale jakiś głos do mnie mówił: Przecież to twój ojciec i potrzebuje pomocy. Mamy nie chciałam w to mieszać, bałam się, że znów popadnie w depresję. Jeszcze kilka razy kręciłam się w pobliżu dworca, aż w końcu postanowiłam: Muszę się dowiedzieć prawdy o jego sytuacji.

Spotkałam go w poczekalni. Kręcił się przy barze. Podeszłam do niego. Był zaskoczony i zawstydzony. Przekonywał mnie, że to tymczasowy stan, że jest na jak najlepszej drodze do zmiany swego życia. W końcu się załamał i przyznał do swojej bezdomności. Kilka razy odwiedzałam go na dworcu. Przynosiłam mu jedzenie, dawałam jakieś drobne sumy pieniędzy. Dużo ze sobą rozmawialiśmy. Wiedziałam, że ojciec się zmienił. Jego uwagi były mądre. Czuł się winny i nie miał nadziei na odkupienie swoich win.

Wieczór wigilijny

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Nie wyobrażałam sobie, abym mogła siedzieć w ciepłym domu, jeść potrawy wigilijne, a na dworcowej ławce siedzi mój ojciec. Zebrałam się na odwagę i powiedziałam o wszystkim mamie. Była wstrząśnięta i nie chciała o tym ze mną rozmawiać. Na drugi dzień sama podjęła rozmowę. Przekonywała, że załatwi tacie ośrodek opieki, ale ona nie chce mieć z nim nic wspólnego. Tłumaczyłam jej, że ojciec jest już innym człowiekiem, że powinna mu wybaczyć. — Jak ty możesz się modlić — w końcu wybuchnęłam — przecież odmawiając „Ojcze nasz”, mówisz: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Jeżeli nie potrafisz przebaczyć, to nie masz prawa przystępować do Komunii św. A ja i tak pójdę na Wigilię na dworzec do ojca — zakończyłam.

 

— W tej chwili moja córka mnie zawstydziła i dała dobrą lekcję — wtrąca Edyta. — Przemogłam się i sama odszukałam Piotra. To była bardzo trudna rozmowa. Zaprosiłam go do nas na święta. Był wzruszony i poruszony. W wieczór wigilijny przyszedł schludnie ubrany, z kwiatkami. Nigdy nie zapomnę szczęśliwych oczu Klary, wzruszenia mojego i Piotra. To był niezapomniany wieczór, który pozwolił nam rozpocząć nowe życie.

 

Dziś mija rok od tamtych chwil. Jesteśmy razem. Próbujemy odbudować nasze małżeństwo. Piotr rzeczywiście jest innym człowiekiem. Chodzimy razem na terapię do klubu AA. Mąż nie pije, pomaga mi w firmie. Nie jest ze wszystkim tak różowo, jak się wydaje. Mieliśmy i nadal przechodzimy bardzo trudne chwile, ale gdy się ma dobrą wolę i uczucie scalające nas, wszystko można pokonać. I gdy się ma tak mądrą i dojrzałą córkę jak Klara — śmieje się, obejmując dziewczynę.


 

Artykuł pochodzi z biblioteki opoki.

Autor Iwona Galinska

Rozważania

Źródła nie znaleziono

Słowo na dziś

20 maj 2024

EWANGELIA NA CO DZIEŃ
  • Poniedziałek, 20 Maja : Księga Rodzaju 3,9-15.20.
    Gdy Adam spożył z drzewa, Pan Bóg zawołał Adama i zapytał go: «Gdzie jesteś?» On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się». Rzekł Bóg: «Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?» Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem». Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: «Dlaczego to uczyniłaś?» Niewiasta odpowiedziała: «Wąż mnie zwiódł i zjadłam». Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: «Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono ugodzi cię w głowę, a ty ugodzisz je w piętę». Mężczyzna dał swojej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich żyjących.

Refleksje

20 maj 2024

  • Oczy Matki
    Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...
  • Kościół jak bukiet kwiatów
    Da się zamknąć Tego, który tchnie kędy chce, prowadzi do całej prawdy, mówi co usłyszy, w jakiejkolwiek liczbie skończonej?

Radio VIA - Posłuchaj

Radio VIA Posłuchaj klikając w symbol Play
Lub kliknij logo radia (nowe okienko)
 radio icon100

Szukaj na stronie

Losowe zdjęcie